Zuzela
Ks. Kard. Stefan Wyszyński urodził się 3 sierpnia 1901 r. w Zuzeli, jako drugie dziecko Stanisława (organisty miejscowego kościoła) i Julianny. Tego samego dnia został ochrzczony w Kościele w Zuzeli z rąk proboszcza ks. Antoniego Lipowskiego. W religijnej atmosferze domu rodzinnego uformował i pogłębił swoją wiarę, szczególnie kultu maryjnego.
Kardynał Wyszyński tak wspominał miejsce swojego urodzenia podczas kazania w Zuzeli w dniu 13 maja 1971 roku odsłuchaj kazanie (kardynał)
„(…) Jestem związany z Zuzelą sercem. Każdy człowiek jest przecież związany sercem i uczuciem z miejscem swojego urodzenia. Tutaj, w tej Rodzinie parafialnej podwójnie się narodziłem z ciała i krwi mej Matki i z Chrystusowej Krwi w sakramencie Chrztu. Są to więzy potężne. Czuję się wielkim dłużnikiem wobec ziemi, której chleb jadłem od dzieciństwa i wobec wszystkich, wśród których żyłem. Niewielu z nich pozostało przy życiu, ale na ich synów i córki chcę patrzeć jako na moich braci i na moje siostry.”
„(…) Pozostał mi Obraz Matki Bożej Częstochowskiej, przed którym modlił się mój Ojciec i przedwcześnie zmarła Matka”
„(…) Pozostała mi ta chrzcielnica, z której kapłan, sędziwy ks. kanonik Antoni Lipowski, ówczesny duszpasterz tej parafii, czerpał wodę chrzcielną, aby omyć mnie i moje trzy siostry, dotychczas dzięki Bogu żyjące.
(…) Pozostała mi szkoła, do której wprawdzie krótko chodziłem – byłem jeszcze mały – ale w każdym razie zasiadałem na jej ławach, w tym samym budynku, który przedziwnie ocalał. Tutaj pobierałem pierwsze początki nauki.
Pozostał mi w pamięci mój nauczyciel pan Rubinkowski, którego nazwisko do dziś dnia ze czcią wspominam. Pamiętam również niektórych moich kolegów i koleżanki z ławy szkolnej. Jedna z nich mieszka Warszawie. Pamiętam też, że nie bardzo kwapiłem się do książki i nieraz ulegałem obowiązującemu wówczas w szkole „kodeksowi karnemu”. Najczęstszą sankcją karną było pozostanie w szkole bez obiadu. (Zdaje się, że dzisiaj tej sankcji się nie stosuje). Wtedy też po raz pierwszy doznałem bólu, który trzeba zapłacić za mądrość nabywaną w szkole. Moja koleżanka doradziła mi „Po co masz siedzieć bez obiadu? Idź, dostaniesz „łapę” i wypuszczą cię do domu”. – Bałem się strasznie, byłem mazgajem, umiałem płakać i to dość często, Jednak uległem „pokusie”. Dostałem pierwszą w moim życiu „łapę”, aby zrozumieć, ile trzeba zapłacić za prawdziwą wiedzę, naukę i mądrość. Później ich już więcej nie brałem. Za „łapę” dostałem „miskę soczewicy”, bo poszedłem na obiad do pobliskiego domu.
Pozostał mi w pamięci sędziwy duszpasterz, świątobliwy ks. kanonik Lipowski, który mnie chrzcił. Często musiałem do niego biegać, posyłany przez Ojca z różnymi sprawami, głównie metrykami do podpisu. Ks. Kanonik nie lubił, gdy się garbiłem. Nazywał mnie „garbulem”. Nieraz mi mówił; „Jak ci przyłożę sękala, to się wyprostujesz”. Prostowałem się jak mogłem. Do dziś dnia noszę się prosto.
Pamiętam tego kapłana, gdy nauczając z ambony w starym kościele, niekiedy płakał. Płakał, wspominając najrozmaitsze cierpienia, braki i grzechy, wspólne wygnańcom, synom Ewy. Umiał też po swojemu godzić małżeństwa. Nieraz byłem świadkiem bardzo specjalnej metody godzenia zwaśnionych małżonków. Nie wszystko jednak nadaje się do opowiadania.
Co jeszcze pamiętam? Pamiętam pierwsze po obudzeniu się wejrzenie przez okno na niedaleki Bug, którym płynęły berliny ze zbożem, świecąc z daleka białym płótnem żagli. Było to dla nas niezwykle ulubione zajęcie; prosto z łóżka biegliśmy do okna, aby je zobaczyć.
Ale co najbardziej zapadło mi w pamięci, to rozpoczęcie budowy tego kościoła. Wtedy budowano inaczej, z wielkim trudem. Stroną gospodarczą i rachunkową budowy zajmował się mój Ojciec. Do niego należało załatwianie wielu spraw z murarzami i majstrami. Pamiętam pierwsze wykopy pod fundamenty świątyni. Widziałem olbrzymie sterty wydobytych przy kopaniu fundamentów kolei waszych pradziadów, dziadów i ojców, które później uroczystym pogrzebom pochowano pod tą świątynią. – Pamiętam, że niekiedy byliśmy wzywani na pomoc, gdy zabrakło cegły na rusztowaniach. Przychodziły „wici” do szkoły – wtedy chłopcy przybiegali na plac budowy i pod kierunkiem murarzy dźwigali cegły z dalekich pryzm pod schody, prowadzące na rusztowania. Wyżej już nie wolno było iść ze względu na bezpieczeństwo. Dźwiganie cegieł było pierwszym moim przyczynkiem do budowy kościoła, najpierw materialnego, a dzisiaj – duchowego.
Niektóre z moich artykułów ogłaszanych w prasie podpisywałem pseudonimem „dr Zuzelski”. Pytano mnie nieraz, dlaczego obrałem taki właśnie pseudonim? Odpowiadałem „Jestem z Zuzelą związany. Tam się urodziłem”. Dlatego swoje artykuły, ogłaszane w pismach naukowych, tygodnikach, czy dziennikach, podpisywałem tym właśnie mianem. Chciałem dać przez to dowód mojej głębokiej czci dla miejsca mojego urodzenia. Pytano mnie „Gdzie leży ta miejscowość, gdzie to jest?” – „Szukajcie na mapach”. – Nie ma”. – Szukajcie w encyklopediach”. Znaleziono!... Dzisiaj w Polsce – i poza Polską – wiedzą, gdzie leży Zuzela. Nie powiem, aby to było tylko moją zasługą. W tym bowiem miejscu, gdzie dziś stoimy, nagromadzona jest wielka energia duchowa żywej wiary, gorącej religijności naszych dziadów i ojców. Jak mój ojciec wyklękiwał tutaj kolana, tak i wasi ojcowie również to czynili.
Źródło Instytut Prymasowski Stefana Kardynała Wyszyńskiego